English
  wersja podstawowa   wersja kontrastowa
STRONA GŁÓWNA / FASCYNACJE / DRZEWORYTNICZE FASCYNACJE MARKA „PRUS” GŁOWACKIEGO

Drzeworytnicze fascynacje Marka „Prus” Głowackiego


Urodziłem się w 1987 roku w Piotrkowie Trybunalskim. Z wykształcenia jestem historykiem o kilku specjalnościach. Sam o sobie mówię, że jestem rzemieślnikiem, a nie artystą. Nie posiadam wykształcenia artystycznego, jednak fascynacja dawną sztuką sprawiła, że jestem teraz rozpoznawalny jako przedstawiciel nowego pokolenia drzeworytników, artystów wizualnych.

Fascynacja grafiką warsztatową rozpoczęła się w 2011 roku od pomysłu stworzenia dla ukochanej prezentu w postaci grafiki z Jej podobizną. Technika ta na tyle przypadła mi do gustu, a sam efekt był na tyle udany, że za namową stryja cenionego historyka sztuki Kazimierza Głowackiego postanowiłem sięgnąć do tematyki grafiki odpustowej związanej z rodzinnymi miastem. Tak powstała autorska seria przedstawień Madonn z tamtejszych kościołów, które nazywam „chmurkowymi” ze względu na charakterystyczne obramowanie kompozycji. Czując niedosyt umiejętności, rozpocząłem doskonalenie swojego warsztatu poprzez kopiowanie dawnych grafik. Poszukiwania form wyrazu, dość chaotyczny dobór tematyki z różnych okresów historycznych oraz eksperymenty z różnymi technikami sprawiły, że przylgnął do mnie przydomek „pogranicznika”.

Bardzo obrazowo zjawisko opisał to etnograf Łukasz Ciemiński.

„Nie ma tu oczywistości, są nieustanne poszukiwania niespokojnego ducha, zatrzymującego się tylko na chwilę w wybranych przez siebie światach, które poznaje. Jedne opuszcza raz na zawsze, do kolejnych wraca. Z owych światów przynosi inspiracje i przerzuca mosty nad otchłaniami – łącząc ze sobą solidny warsztat i artystyczny wyraz. Innym razem łączy ze sobą sztukę niepiśmiennych chłopów i grafiki dawnych mistrzów drzeworytu.”

W swoim warsztacie preferuje drewno olchy, twierdzę jednak, że da się zrobić matrycę z każdego gatunku drewna, choć nie na każdym da się uzyskać takie same detale i efekty. Każdy materiał ma swoje indywidualne cechy, wystarczy tylko je dostrzec i dostosować do tego kompozycję pracy. Odbijam ręcznie za pomocą łyżki, dzięki temu jestem w stanie dobrać odpowiednią siłę nacisku zależnie od twardości drewna użytego do stworzenia matrycy.

Czasem opisuje z konieczności swoje prace jako „ludowe”, nie uważam się jednak za twórcę ludowego. Nie ukrywam również, że lubi bawić się i naginać te pojęcia do swoich potrzeb. Jako przykład przytaczam często opowieść w formie żartu jak zostałem „ostatnim na świecie żyjącym wędrującym drzeworytnikiem odpustowym” – wystarczy zapakować w plecak sznurek, kilka odbitek i jechać na wędrówkę, podczas której należy odwiedzić pobliską parafię, w której odbywa się odpust, rozwiesić tam na sznurku pracę na sprzedaż, a później ruszyć dalej w trakt. Gdy jeden z zaprzyjaźnionych drzeworytników zwrócił mi uwagę, że przecież i on bywa ze swoim stoiskiem pełnym prac na odpuście, zripostowałem, że owszem, ale zawsze przyjeżdża swoim samochodem więc nie jest wędrujący.

Do swojej twórczości podchodzę z olbrzymim dystansem, traktując je jako hobby. Mam ten przywilej, że nie jest moim źródłem utrzymania. Dlatego czasem pozwalam sobie również na zabawy w tej strefie, wyceniając je na „co łaska” lub w przypadku przedstawień pasyjnych na „trzydzieści srebrników”.

Uwielbiam poprzez swoją twórczość angażować innych twórców zapraszając ich do wspólnych projektów. Efektem końcowym takich spotkań często są prace ze wszystkimi tradycyjnymi cechami, będące jednocześnie przykładami nowoczesnego etnodizajnu wykraczającymi poza ramy danej techniki. Tak było w przypadku dzieła wykonanego wspólnie z Bartłomiejem Obuszyńskim z Zakopanego, „Podhalańskie kwiaty”. Z drewnianej wytoczonej jesionowej donicy wyrastają łodygi roślin, których kwiaty są matrycami  graficznymi do odbijania rozety/gwiozdy karpackiej.

Bardzo mocno uważam, że drzeworyt ludowy jest bogatym i ciągle niewykorzystanym źródłem inspiracji dla współczesnych artystów. Umożliwia zaaranżowanie go w przeróżnych współczesnych technikach, jednocześnie dając możliwość tworzenia nowoczesnych form  przy użyciu tej wiekowej techniki. Za przykład niech posłuży zegar, którego kształt zaczerpnąłem wprost z przedstawienia z drzeworytu „Sądu Bożego w Jozafatowej dolinie” z teki Łazarskiego.

Jestem pewien, że w niedalekiej przyszłości możemy spodziewać się powrotu mody na drzeworyty, żadna inna forma ludowej sztuki nie pasuje tak dobrze do nowoczesnego surowego wnętrza jak czarno-biała odbitka na ścianie.

Literatura:

Łukasz Ciemiński, „Pogranicznik Marek Prus Głowacki” Pismo Folkowe nr. 154 (03.2021).



Galeria zdjęć